wtorek, 23 lutego 2010

TW Anaruk

Anaruk powrócił w sposób okrutny. Jako lektura szkolna mojego dziecka. Ten eskimoski chłopiec i jego grenlandzkie problemy na jakiś czas wtargnęły brutalnie w naszą zwykłą warszawską codzienność. I ten jego autor, ten Centkiewicz, którego nazwisko nieświadomie ciągle przekręcałem.
- Tato, to Centkiewicz - powtarzała córka z pewną niecierpliwością.
W końcu zaingerowała żona widząc, że zarówno ja (poza przekręcaniem nazwiska) jak i dziecko nie mamy żadnego pomysłu na wymyślenie dalszych przygód małego Eskimosa. Od razu zasugerowała, że powinno dojść do ponownego spotkania pisarza z chłopcem, ale stanowczo odrzuciła moją i córki sugestię, by przyjechał do Polski i po kąpieli w Wiśle cały w bąblach trafił do szpitala.
- Nie wygłupiajcie się - powiedziała i zaczęła snuć opowiadanie. - Anaruk bardzo się nudził, aż pewnego dnia na Grenlandię przyjechał Cenckiewicz...
Pomyłka była nieunikniona.
- I dopiero wtedy zaczęło być tam ciekawie - dodałem.

9 komentarzy:

  1. A tu moja opowieść o spotkaniu wywołanego Pana C. i Anaruka (zaznaczam, że sam nigdy nie czytałem przygód owego chłopca z Grenlandii).

    ... Pan C. dosiadł piżmowołu i dynamicznie, unikając niedźwiedzi polarnych udał się do Anaruka, którego historię poznał, gdy uczęszczał do podstawówki. Gdy już do niego bezpiecznie dotarł, spostrzegł wielkie znudzenie na twarzy Anaruka. Zasmuciło go to i rzekł do chłopca z Grenlandii: „Pojedź Anruku ze mną, do mego kraju. Tam się nudził nie będziesz”. Anaruk się uśmiechnął, lecz po chwili czujnie zapytał: „Jak się zowie Twa kraina?” Pan C. odpowiedział i nie dając się prosić zaczął opisywać swój kraj, a następnie opowiadać jego burzliwą, wielowiekową historię. Podczas szóstej godziny opowieści nagle coś się wydarzyło. Gdy Pan C. miał właśnie zamiar omawiać skutki powstań narodowych w XIX wieku, jego piżmowół, o którym już notabene zapomniał nagle głośno zaryczał. To wybiło z transu Pana C. Rozejrzał się wokół, było już ciemno. Piżmowół stal już spokojnie, gwiazdy rozświetlały niebo. Nie było tylko Anaruka...
    Następnego dnia Anaruk wstał i udał się w podróż do miasta Nuuk. Cały czas w głowie miał wyraźny obraz swojego snu. Zazwyczaj, gdy kładł się spać, wypijając wcześniej pół litra tranu, nie pamiętał na drugi dzień praktycznie niczego. Ale z poprzednią nocą było inaczej. Pamiętał wszystko. Potrafił nawet wymienić wszystkich władców kraju, o którym opowiadał mu Pan C. I to z dokładnymi datami ich panowania.
    Zaintrygowany tym Anaruk poszedł do jednej jedynej kafejki internetowej w mieście Nuuk. Tam używając przeglądarki google skonfrontował wiedzę nabytą od Pana C. z wiedzą internetową. Wszystko się zgadzało. Dodatkowo przejrzał ostanie wydarzenia z kraju Pana C. Działo się tam wiele, i podobnie jak w przeszłości nie nastrajało zbytnim optymizmem. Ale nudzić się nie było można.
    Gdy grenlandzki chłopiec wyszedł z kafejki, słońce właśnie zachodziło. „Takie widoki sprzyjają refleksji” - pomyślał Anaruk. Jakiś czas włóczył się po ulicach miasta Nuuk. Wstąpił do sklepu z warzywami, gdzie kupił zlodowaciałą marchewkę, w supermarkecie nabył smalec z morsa oraz tym razem 0,7 tranu. Jak potem spostrzegł był to tran z importu. Tran z kraju Pana C.
    Gdy wrócił do swego igloo na niebie błyszczały gwiazdy i inne ciała niebieskie. Anaruk w drodze skosztował tranu, co spowodowało że wszystko wydało mu się jakieś weselsze. Pomyślał: „Kraj Pana C. może i nudny nie jest, ale moja Grenlandia... moja Grenlandiiaa... jest moja i jużż.”.
    Anaruk położył się spać. Przed zaśnięciem zmówił modlitwę do wielkiego białego niedźwiedzia.
    Tej nocy Pan C. się już nie pojawił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan C. jako halucynacja po naużywaniu tranu. To dobra koncepcja. Choć specjaliście uważają, że zjawy deliryczne to efekt gwałtownego odstawienia tranu, czyli w tym przypadku Pan C. byłby majaką znikającą dopiero po leczniczym zastosowaniu tranu. Bardzo ciekawe.
    Dziękuję za niezwykły komentarz. Opowiadanie jest bardzo fajne. Wskaż Szymonie miejsce, gdzie dajesz więcej takich historii, to będziesz miał we mnie wiernego czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że podobał Ci się mój komentarz.
    Na razie tym miejscem, rodzącym i przechowującym takie historie, jest moja głowa. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości przeniosę je do bardziej dostępnego dla czytelnika miejsca. Dam wtedy znać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam zaintrygowany. Szkoda głowy, lepiej przelać na papier (ekran). Jak będzie za dużo historii mogą się pomieszać lub odejść w niepamięć. To co napisane istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po kąpieli w Wiśle nie robią się bąble. Grzegorzu! Musiałeś Pan coś przekręcić. ;)
    A tak a propos kultury dziecięcej, a szczególnie książek, to zapraszam do siebie.
    www.znak-zorro-zo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz rację Zorro. Tylko skóra schodzi. Ale nie próbujmy tego! Uznamy to za fakt bez dyskusyjmy. Dzięki, Zorro!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tylko na koniec: moje dziecię lubi się od czasu do czasu przekąpać w Wiśle. ;) Doświadczenie przeze mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja od 30 lat żyję w przekonaniu, że wiła jest brudna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, ja nieszczęsny z wrażenia zrobiłem literówkę. Oczywiśćie, nie żadna "wiła" tylko królowa wszystkich rzek - Wisła.

    OdpowiedzUsuń