czwartek, 3 czerwca 2010

Pożegnanie kwiaciarni


I tak w ciszy przestała pracować najstarsza w Warszawie kwiaciarnia. Nie ma jej od 1 czerwca. Na rogu Puławskiej i Rakowieckiej działała od 1941 roku. W tym samym domu mieszkał kiedyś Melchior Wańkowicz, a potem jego wnuczka z mężem prowadzili tutaj słynne miejsce spotkań, salon niepokornej Warszawy w czasach PRL.
Ta kwiaciarnia była częścią krajobrazu Starego Mokotowa i Warszawy. Miała swój klimat, ładne kwiaty, sympatyczną obsługę i przyzwoite ceny. Była blisko mnie, ale to najmniej ważne. Przyczyną zamknięcia nie było to, że dawni właściciele odzyskali swój dom. Budynkiem nadal zarządzają władze miasta i one dyktują ceny najmu (w tym samym domu była do niedawna apteka, o niej ostatnio było w prasie bardzo głośno, w całą aferę był zamieszany radny z PO).
Teraz pewnie w tym miejscu będzie kolejny bank. Ktoś powie i dobrze. Wolny rynek tego wymaga, takie atrakcyjne miejsca potrzeba poddać swobodnej grze rynkowej. Dobrze, ale w pobliżu w mieszkaniach kwaterunkowych, wartych setki tysięcy złotych, mieszkają autentyczne lumpy. Naprawdę w tej atrakcyjnej okolicy jest ich bardzo dużo. Dlaczego wobec nich nikt nie stosuje polityki rynkowej. Wystarczyłoby ich przenieść w dużo tańsze miejsce, a zainwestowane w to pieniądze zwróciłyby się z naddatkiem. Dlaczego tak surowej weryfikacji musi być poddana taka kwiaciarnia, która była miejscem pracy dla kilku osób. A menele, świetnie żyjący z zasiłków z naszych pieniędzy, mieszkają w najatrakcyjniejszych i najdroższych miejscach w Polsce.
Kraj absurdów.