niedziela, 14 marca 2010

Mistrz. Cz. II. Ból pleców


Zgadzam się z Urbanem, który uważa, że najciekawsze reporterskie dokonania Kapuścińskiego są nieznane szerszej publiczności, bo opublikowano je w wewnętrznym biuletynie PAP. Dlatego były dostępne jedynie wybranym ważniakom z PRL-u.
Długo nie wiedziałem, czemu przy lekturze książek Kapuścińskiego bolą mnie niemiłosiernie plecy. Wyjaśnił mi to kiedyś sam autor. Opowiadał w telewizji, że jeśli chce się dobrze skoncentrować to musi przed pisaniem położyć się na gołej podłodze. Jak poczuje ból w plecach, to od razu lepiej mu się pisze.
Nigdy nie zachwycałem się pisarstwem autora książki “Kirgiz schodzi z konia”. Dla mnie jego twórczość jest smętna, pozbawiona poczucia humoru, a zdania widać, iż sklecone w nieprawdopodobnych męczarniach. Cała siła tej literatury to ten potworny ból pleców, który udało mu się przekazać.
Miałem wątpliwą przyjemność recenzować „Imperium” w „Życiu Warszawy”, rzecz nieciekawą i po prostu słabą. Najciekawsze w niej były cytaty użyte jako motto i do tego sprowadzała się też moja recenzja. Niebawem okazało się, że Kapuściński wydzwaniał do wszystkich, którzy mogli mieć wówczas wpływ ma moje zawodowe losy, mówiąc im o mnie najgorzej jak się dało i żądając podjęcia drastycznych wobec mnie kroków. Akcja się nie powiodła, tekst ukazał się tuż przed świętami, więc telefoniczny atak na znajomych autora „Kirgiza”, nastąpił podczas świątecznych posiłków. W takiej sytuacji mało kto chciał się emocjonować problemami czyjejś wielkości. Jak na reportera Mistrz słabo kojarzył.
Twórczość i postać Kapuścińskiego mnie nie ekscytują. Uważam, że za 20-30 lat nikt nie bedzie czytał jego książek. Czy ktoś pamięta - poza mną, paroma antykwariuszami i historykami - jak wielka była przed wojną gwiazda Tadeusza Teslara?
Z Teslara na pewno skorzysta jeszcze jakiś badacz, ale już z publikacji Mistrza nie skorzysta nawet żaden historyk, bo najpierw będzie musiał ustalić, który fakt narodził się w głowie autora.
Zresztą, to nie jest ważne czy zmyślał. Przecież od politycznego reportażu zagranicznego nikt w PRL nie wymagał prawdy! To jest zupełnie nowe kryterium. Wówczas oceniało się, czy rzecz była paskudnie propagandowa, czy też dało się z niej wyłuskać jakieś prawdziwe informacje. I wtedy taki miał utwór użyteczną praktyczność. A to skorzystały z niego dzieci w szkole, a to można było sobie pomarzyć o życiu w innym świecie. Z Kapuścińskiego to nawet mojej koleżance z podstawówki nie udało się napisać referatu o dekolonizacji Afryki. O, taki był z Mistrza pożytek.
Nie obchodzi mnie też, czy Kapuściński donosił, czy nie donosił. Zupełnie nie interesuje mnie, czy i co tłumaczył w Afryce radzieckim doradcom. Deklarował, że jest komunistą, więc co miał ryć pod towarzyszami? Jakiś absurd. I jeszcze to czepianie się, że raz walczył z bronią w ręką? Właśnie, dlaczego tylko raz?

PS. Kolejny swój rysunek udostępniła mi Kika, której bardzo za to dziękuję. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz