Grzesiu, przyłączam się. Szpital na Banacha... Ja też w lutym i marcu 2009 biegałam tam prawie codziennie - do męża, który ciężko zachorował na nerki. Spotykaliśmy się ze Staszkiem Mikke przy windzie albo na korytarzu, staliśmy w tych głupich plastikowych niebieskich kapciach i próbowaliśmy dodać sobie otuchy. On był bardzo serdecznym człowiekiem.
Elżbieta Sawicka, przeniesione z fejsbuka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz