Czy można nie zauważyć ludobójstwa. Oczywiście, że można. Ale zacznę jak Mistrz. Od cytatu. Mistrza.
„Wracaliśmy przez rynek z jego workami mąki, połaciami mięsa i butlami wody mineralnej: wielki głód bowiem nie wynikał z braku żywności, lecz był skutkiem nieludzkiej relacji. Jedzenia w kraju starczało, ale kiedy przyszła susza, ceny poszły w górę i ubodzy chłopi nie mieli za co jej kupić. Oczywiście rząd mógłby interweniować, mógłby odezwać się także świat, ale z powodów prestiżowych władza nie chciała przyznać, że w kraju panuje głód, i odmówiła przyjęcia pomocy. W owym czasie umarło w Etiopii milion ludzi, ale ukrywał to najpierw cesarz Hajle Sellasje, a potem ten, który pozbawił go tronu i życia - major Mengistu. Dzieliła ich walka o władzę, łączyło kłamstwo”. (Ryszard Kapuściński, Heban, Czytelnik, Warszawa 1999 (wyd.II), s.143)
Wyobraźmy sobie, że w 1933 roku dziennikarz z jakiegoś dalekiego kraju po pobycie w Niemczech opisuje upadek Republiki Weimarskiej. Świat jest zachwycony jego książką „Hindenburg”, w której miażdżąco rozprawia się degrengoladą Niemiec po I wojnie światowej. Po prawie 15 latach autor przyjeżdża znów do Europy. Przemierza Stary Kontynent wzdłuż i wszerz, ogląda zniszczenia po kolejnej wojnie, odwiedza także Niemcy. Opisuje to co widzi. W Essen robi zakupy na miejscowym, czarnorynkowym bazarze. Kupuje amerykańskie konserwy, czekoladę i kilka kartonów Lucky Strike’ów. W książce notuje, że kłopoty aprowizacyjne Niemiec wzięły się ze spisku nazistów i żydowskich sklepikarzy, w wyniku czego zginęło kilka milionów ludzi.
Właśnie do takiego poziomu Kapuściński sprowadził problem ludobójstwa w Etiopii. Inaczej. Postanowił tego nie dostrzegać. Nie widzieć. W Etiopii po prostu umierali ludzie z głodu. Głównym sprawcą pozostaje cesarz Hajle Selassje, bo jak wiemy, w „Cesarzu” stworzony został obraz zbrodniczego systemu. Co z tego, że do najtragiczniejszych klęsk głodu, masowych wysiedleń i krwawego terroru, który pochłonął co najmniej 1,5 miliona ofiar śmiertelnych, doszło już po obaleniu i zamordowaniu Cesarza. W końcu sam sobie winien, mógł się nie dać zabić.
To nieważne, że za terror odpowiedzialny jest towarzysz Mengistu Hajle Marjam, zwany Czarnym Stalinem lub Kremlowską Papugą, jeden z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości.
Według obrazu stworzonego przez Kapuścińskiego i utrzymywanego przez jego wielbicieli (a raczej wyznawców) Hajle Selassje to prymitywny afrykański kacyk, nieokrzesany nieuk. Tak się dziwnie składa, że Cesarstwo Etiopii było dla Afryki tym, czym dla Europy Anglia, Szwajcaria, Watykan i Francja razem wzięte. Sam Cesarz, Człowiek Roku 1935 tygodnika „Time”, razem ze swoim narodem stoczył bohaterską siedmiomiesięczną wojnę z faszystowskimi Włochami Mussoliniego. Po przegranej wojnie dla całego świata stał się symbolem walki z faszyzmem. Jego przemówienie wygłoszone w 1936 roku na forum Ligi Narodów jest zaliczane do najważniejszych wystąpień XX wieku, i nadal jest najważniejszym przemówieniem jakie kiedykolwiek wygłosił afrykański przywódca. Przez lata kierując emigracyjnym rządem Selassje krążył po stolicach możnych ówczesnego świata zabiegając o to, by sprawy jego kraju nie zostały zapomniane. Odzyskanie niepodległości przez Etiopię w 1941 i powrót cesarza na tron roku dawały nadzieję, szczególnie w podbitej Europie, że cała faszystowska koalicja rychło padnie. Taki to był ten prymityw.
Osobiście podejrzewam, że Kapuściński należał do ludzi, którzy wierzą w zmyślane przez siebie historie. Nie wiem też, czy książka „Cesarz” oddaje nastroje panujące wśród ekipy Gierka, zapewne ci, którzy tak twierdzą, wiedzą lepiej. Pozostaje im uwierzyć. Myślę, że są to raczej klimaty bardziej oddające ducha kirgiskich elit. Ale to jest absolutnie nieważne.
Najważniejsze jest to, że nie ma w ogóle problemu ludobójstwa. A wydawałoby się, że wobec czegoś takiego nie można już przejść obojętnie. A jednak. Może nawet można wymyślać fakty i całe zdarzenia, ale ludobójstwa przemilczeć nie wolno.
Są tacy, którzy uważają, iż „Cesarz” odegrał podłą rolę, bo był moralnym usprawiedliwieniem dla reżimu Mengistu. Ale to zapewne nieprawda. Pewnie Kapuściński oburzał się na te zbrodnie dyskutując o tym w gronie znajomych. A gdzieś tam na dnie jego szuflady leży protest do świata. Dobre uzupełnienie do dzieł zebranych.
Tygodnik „Polityka” ostatnio określił Mistrza wieszczem. Nie wiem, co Mistrz zwieszczył, ale jeśli ktoś zastanawia się nad tym jak można było przemilczać Zagładę Żydów, powinien zainteresować się przemilczaniem ludobójstwa w Etiopii, ze szczególnym uwzględnieniem roli Kapuścińskiego i „Cesarza”. Jest to lekcja tyleż pouczająca, co smutna.
PS. To tak na marginesie książki Artura Domosławskiego, którą uważam za świetną. Czytałem ją też jako rzecz bardzo osobistą, rozliczenie z własną fascynacją Kapuścińskim.
Kika tym razem nie chciała dać rysunku. I co gorsze powiedziała, że w ogóle żadnych dawać nie będzie, bo zakłada własnego bloga. Trzymam kciuki!
Siekanie Kapusty zapowiada się bardzo interesująco... ;-)
OdpowiedzUsuńRysunki Kiki były całkiem fajne.
OdpowiedzUsuńCiekawe, jaki będzie Jej blog. Mam przeczucie ,że będzie to coś extra.