A jednak nie zapalę świeczki radzieckim żołnierzom. Z powodu organizatorów tej akcji. Wahałem się bardzo długo. I byłem gotów odstąpić od pewnych zasad, ale organizatorzy złamali dla mnie zasadę podstawową. Działają potajemnie, a to wyklucza mój udział w tym przedsięwzięciu. Ale o tym za chwilę.
Zasadniczo jestem za pojednaniem, ale uważam, że to długi proces, który nie dokonuje się przez zapalenie świeczki kupionej nawet za 30 złotych. Wyznawana przeze mnie hierarchia zabrania korzystania - w miarę możliwości - z produktów niewolniczej pracy w każdej postaci. Jeśli kupuję jajka od kur z wolnego wybiegu, to czymś naturalnym jest, że tego samego oczekuję od produktów wyprodukowanych przez ludzi. Mam świadomość ograniczeń i kompromisów, ale te nie mogą ograniczać zasad. Dlatego też na przykład nie jeżdżę na wypoczynek do krajów, w których nie ma demokracji. Wiem, że dużo tracę, czegoś tam nie zobaczę, ale mnie z tym dobrze. Co to ma wspólnego z zapalaniem świeczki?
A przede wszystkim to, że Rosji też nie mogę odwiedzić, choć jestem wielkim wielbicielem wspaniałej literatury stworzonej przez ten naród. Rosja nie jest krajem demokracji i prawa. Gesty polityków pomagają przy pojednaniu, jednak ono zawsze dokonywało się na poziomie wolnych społeczeństw.
Do końca też nie wiem i nie rozumiem do kogo ten gest jest skierowany. Do całego świata? Przeciw Kaczyńskim? Do Putina? Do społeczeństwa rosyjskiego? A może tylko do nas, tutaj?
Mimo wszystko warto jednak czasami wykonać pewne gesty. Nawet wbrew sobie. Pomyślałem zrobię gest, pójdę na cmentarz. Nakupię lampek za 30, 50 złotych, niech mi tam. I zapalę. I to może nie nawet dla tego pojednania, a dla szacunku wobec prozy wojennej białoruskiego pisarza Wasila Bykau’a (Wasilija Bykowa), którego wielbię, i który dla mnie stworzył najbardziej poruszające obrazy wojny. I wobec Białorusinów, którzy zapłacili ogromną cenę i nie mają własnych miejsc pamięci. Tak to sobie tłumaczyłem. I zacząłem poważne przygotowania do akcji. Wczytałem się więc uważnie w hasła apelu i komentarze świetnych kolegów. W ten sposób trafiłem na stronę internetową organizatorów (9maja.pl) i zdębiałem [strona zaraz po 9.05.2022 przestała istnieć - przyp. autor]. Czytam oczy przecieram, nie wierzę. Mam postawę obywatelską, więc zwykle „Gazetę Wyborczą” czytam pięć razy, żeby dzięki temu w Polsce było większe czytelnictwo, no i też moje koszty się wtedy zmniejszają. Tym razem przeczytałem tę stronę 10 razy!
Oto ten tekst: "Jako koordynatorzy akcji 9maja.pl podjęliśmy wspólną decyzję, że nie będziemy udostępniać naszych danych osobowych. Prosimy o wyrozumiałość: pragniemy podkreślić wspólnotowy wymiar akcji oraz wagę gestu każdego Polaka, który 8 lub 9 maja zapali znicz na mogiłach żołnierzy radzieckich i tym samym przyczyni się do polsko-rosyjskiego pojednania. Z uczestnikami akcji można się łatwo skontaktować za pośrednictwem Facebooka, do czego zachęcamy. O inicjatywie piszą od jej początku najważniejsze polskie media, m.in. "Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita". Dla niektórych z Państwa data 9 maja w tytule akcji może wydać się kontrowersyjna, dla większości Rosjan jest to jednak data końca wojny. Nie chcemy, by wybór daty świadczył o chęci relatywizowania historii. Naszym celem jest przebudzenie świadomości Polaków i zachęcenie ich do tego, by 8 lub 9 maja, a później każdego 1 listopada, kiedy zwyczajowo wspominamy zmarłych, palili świeczki na grobach poległych żołnierzy."
Organizowałem podobne akcje i wiem, że w państwie demokratycznym jest jedna podstawowa zasada. Organizatorzy takich akcji występują jawnie. I to nie z tego powodu, że tak wypada. Takie są reguły gry w państwie prawa. Po pierwsze: zbierają na stronach Facebooka (gdzie też są anonimowi) poparcie, a więc ludzie udostępniają im swoje dane osobowe. Po drugie: organizują tak naprawdę coś w rodzaju manifestacji, ponoszą więc odpowiedzialność za to co się tam dzieje.
To jest jak anonim. Przecież tego nie organizuje jakaś tajemnicza bojówka "9 maja", a ruch wsparty powagą takich autorytetów jak Andrzej Wajda, Adam Michnik, Maria Janion, Wisława Szymborska, Tadeusz Mazowiecki, abp Józef Życiński i wiele innych wspaniałych postaci. I ich autorytet nie może być narażony na szwank.
Jeśli na stronie organizatorów czytam, że anonimowe osoby zapraszają na cmentarze, zaczynając 9 maja od godz. 00.00 do 11 maja do 23.30, to - przepraszam - brzmi niepoważnie. Chciałbym wiedzieć, co za bystrzak wpadł na idiotyczny pomysł nocnych wizyt na cmentarzach.
Utajnia się organizatorów tylko w dwóch przypadkach, albo jak się organizuje prowokację, albo jak się chce manipulować grupą wbrew woli osób, które w niej uczestniczą. I kiedy chce się ukryć złe intencje. No i z głupoty. Nie chce mi się wierzyć, żeby było tak w tym przypadku. Po prostu to jest niemożliwe.
Naruszenie tej zasady, dla mnie najważniejszej - mimo wsparcia autorytetów, które darzę wielkim szacunkiem - czyni to przedsięwzięcie kompletnie niepoważnym, a całą ideę sprowadza do absurdu. A potajemne działanie więcej sprawie pojednania zaszkodzi niż pomoże.
Nie wstydzą się chyba osobistości, które wystosowały apel w tej sprawie. Tym bardziej sami swoich działań też się nie powinni wstydzić. A nie wierzę, że mając taki parasol autorytetów i mediów czynili to ze strachu. To niemożliwe. Słowa o tym, iż to ma być „wspólnotowy wymiar akcji” pokazujący „wagę gestu każdego Polaka” nie zwalniają organizatorów od gestu zasadniczego. A nim jest zawsze jawność. To ma być podobno wielki gest wolnych ludzi.
No, bo przecież nie boją się Putina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz